Mój wyjazd do Kopenhagi był raczej spontaniczny - nie miałam tego na swojej liście miejsc, które planowałam odwiedzić w tym roku, ale pojawiła się możliwość dopłynięcia tam za darmo, więc grzechem było nie skorzystać. Czułam się trochę jak na mniejszym Titanicu, ale jako że rejs trwał głównie w nocy, postanowiłyśmy z Agnieszką wyspać się, żeby mieć siłę na zwiedzanie.
Miasto postanowiłyśmy zwiedzać w ulubiony przez nas sposób: po prostu idąc przed siebie i przypadkowo wpadając w określone miejsca. I szczerze powiedziawszy stolica Danii jest idealnym miejscem do tego typu wędrówek: większość najważniejszych punktów znajduje się koło siebie.
Nyboder - dzielnica marynarki króla Christiana.
W tę zabytkową dzielnice weszłyśmy zaraz po zejściu z promu, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, co to dokładnie jest. Bardzo podobała nam się architektura, dlatego postanowiłyśmy zrobić kilka zdjęć. Okazało się, że te kilka uliczek żółtych domków to utworzona przez króla Christiana IV dzielnica domków szeregowych przeznaczonych dla marynarki wojennej. Początkowo były biało-czerwone, a teraz jednak kolorystyka jest zupełnie inna.
Skandynawska stolica rowerów.
Ilość osób poruszająca się jednośladami jest tu prawie tak duża jak w Amsterdamie. Gdzieś wyczytałam, że na jednego mieszkańca Kopenhagi statystycznie przypadają 2 rowery. Można to zobaczyć na ulicach miasta, nie ma warunków, w których kopenhażanie nie mogliby jechać na rowerze. Można odwieźć dzieci do przedszkola, albo udać się z psem do parku na drugi koniec miasta.
Do Muzeum Designu weszłyśmy, ponieważ Aga, moja współtowarzyszka podróży, studiuje architekturę wnętrz. Mimo, że zainteresowana tematem nie byłam, samo muzeum wydało mi się ciekawe i znalazłam tam kilka "gablot", które mi się podobały. Pomijając fakt, że dziedziniec muzeum jest fenomenalny, a wstęp do muzeum jest darmowy dla studentów. A przy okazji poznałam kilka znanych nazwisk z świata mody.
Nie zdawałam sobie sprawy, że Dania jest kolebką designu, wypływa on z prawie każdego miejsca i bije po oczach. W kopenhadze znajdują się bardzo dobre szkoły wyższe specjalizujące się w tym, a nazwiska takie jak m. in. Jacob Jensen są znane na całym świecie.
Stare miasto, miasto portowe.
W samym centrum znajduje się mnóstwo miejsc, które znajdziecie w standardowych przewodnikach: obecny pałac królewski Amalienborg, okrągła wieża, Czarny Diament- czyli perełka architektoniczna, kilka fantastycznych kościołów, mnóstwo urokliwych uliczek z największym deptakiem Stroget.
Nie miałyśmy z Agą na tyle czasu, żeby dokładnie obejść wszystkie atrakcje turystyczne, zdecydowałyśmy więc iść wzdłuż deptaka i oglądać wszystko z zewnątrz, a postarać się jak najbardziej poczuć luźną atmosferę miasta
Nyhavn |
Aga i Paweł decydują gdzie idziemy dalej |
Okrągła wieża |
Poranna kawa i gazeta |
Trochę celowo olaliśmy zmianę warty. Pstryknęłam tylko 3 zdjęcia, żeby odhaczyć to na liscie i poszliśmy dalej. |
Pchle targi- Loppedmarked
To, że uwielbiam pchle targi nie jest tajemnicą. W Oslo tydzień w tydzień odwiedzam tzw. Loppedmarkedy. Gdy więc Paweł powiedział nam, że ma dla nas niespodziankę i jest nią własnie wizyta na takim pchlim targu, czułam się bardzo podekscytowana. I nie zawiodłam się. Pojechaliśmy totalnie za centrum Kopenhagi, sama w życiu bym tam nie trafiła. Co mnie zaskoczyło- wstęp na targ był płatny, nie spotkałam się z tym wcześniej. Mimo wszystko było warto: wzbogaciłam swoją kolekcję instrumentów o 4 flety, z czego dwa muszę najpierw odrestaurować
Życie muzyczne Duńczyków
Jak w każdym dużym mieście turystycznym, ulice są pełne ulicznych artystów. I w Kopenhadze spacerując ulicami, idzie natknąć się na wielu bardzo dobrych muzyków.
Nasz host zabrał nas wieczorem do jednego z lokalów, gdzie co niedziele jest tzw. OpenMic. Prócz tego na półce obok baru znajdowały się kartony z płytami- każdy mógł przynieść płyty, których już nie słucha i równie dobrze każdy mógł takie płyty wziąć. Wybrałyśmy sobie z Agnieszką po trzy płyty.
Po odwiedzeniu Loppedmarkedu, postanowiliśmy razem z naszym gospodarzem pochillować trochę nad morzem, zwłaszcza że stamtąd było już niedaleko do jego mieszkania. Obok znajdowało się przepiękne oceanarium- pierwszy z punktów, dla których wrócę do Kopenhagi na pewno.
Christiania- nie do końca legalne miasto wolności
Następnego dnia rano pojechałyśmy na Christianii. Miejsce to budzi dużo kontrowersji i jego część jest nie do końca legalna. Powstało w latach 70. i kojarzone jest raczej z ruchem hippisowskimW celem projektu jest stworzenie samostanowiącej się społeczności, gdzie każda jednostka jest odpowiedzialna za siebie, będąc jednocześnie integralną częścią naszej wspólnoty. Jej członkowie zamierzają w tym celu osiągnąć ekonomiczną niezależność. Równie ważnym zamiarem jest utwierdzanie w przekonaniu, że ogólnie pojęta nierówność międzyludzka może zostać poprzez naszą działalność zażegnana.
W miejscu tym długo można było bez problemu zapalić marihuanę, jednak od 2004 roku toczą się walki między policją, politykami a mieszkańcami Christianii.
Przy wyjściu z Christianii znajduje się napis "Teraz wchodzisz do piekła" |
W środku Christianii, w nielegalnej części, nie można robić zdjęć, dlatego sami musicie tam pojechać, żeby zobaczyć jak to wygląda.
Kopenhaskie parki
Jeśli wybieracie się do Kopenhagi wiosenną porą, szczerze rekomenduje Wam tutejsze parki z Ogrodem botanicznym i Ogrodami Królewskimi na czele. W całym mieście jest ich sporo, są bardzo zadbane i widać, że Duńczycy chętnie w nich przebywają
Ogród Królewski z Pałacem Rosenborg |
Pachnący Ogród Botaniczny |
Jeśli już mówiliśmy o parkach, nie sposób nie wspomnieć o Tivoli- drugim najstarszym w Danii parku rozrywki z przepięknymi ogrodami, największym w Danii Roller-Costerem i masą atrakcji turystycznych. Uchodzi on za jedną z największych atrakcji turystycznych stolicy. Niestety nie weszłam do środka ze względu na to, że wstęp jest płatny, ale zdecydowanie jest to miejsce, dla którego chcę do Kopenhagi wrócić.
Połączenie historii z nowoczesnością:
Kopenhaga jest bardzo dobrze skomunikowana. Mimo, że w wiele miejsc bardzo łatwo dotrzeć rowerem, a samo miasto nie jest jakoś specjalnie duże, pozytywnym zaskoczeniem było to, że jest bezpośrednie połączenie metrem na lotnisko. Co więcej, przy którejś przejażdżce zauważyłam, że całe metro jest sterowane automatycznie, nie ma kierowcy, a przednia szyba jest całkowicie przeszklona.
Kościół św. Albana
Jedyny anglikański kościół w Danii. Jedyny, o którym postanowiłam wspomnieć. Zbudowany w wczesnowiktoriańskim stylu, z pięknymi organami. Przy wejściu pani spytała z jakiego kraju jesteśmy i dała nam przewodnik w języku polskim. Znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie syrenki.
I na koniec ona. Symbol Kopenhagi, a tak naprawdę mała, smutna i zatłoczona. Nie chciałam o niej pisać na początku, że wow, piękna, wow fajnie było ją zobaczyć, przyjechałam do Kopenhagi, żeby ją zobaczyć. Na pewno musicie się liczyć z tym, że trzeba czekać w sporej kolejce, żeby zrobić sobie z nią zdjęcie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz