Dzisiaj przez cały dzień trwała akcja zorganizowana przez Visit Oslo: Turisten i egen by czyli Turysta we własnym mieście. Ideą było, żeby osoby które na co dzień przebywają w Oslo, mogły zapoznać się z tym, co znajduje się w muzeach i innych atrakcjach turystycznych na terenie miasta. Wiele miejsc zorganizowało z tego tytułu specjalne wydarzenia, można było m. in. otrzymać darmową wejściówkę na jedno z przedstawień w Operze, otrzymać zniżkę na zjazd Holmenkollen (to mój ostatni osobisty hit, przed wyjazdem z Oslo muszę koniecznie spróbować- jesteś zawieszony na lince i zjeżdżasz ze skoczni niczym skoczek. Umrę ze strachu, ale zrobię to).
Jedyne co trzeba było zrobić, by w wydarzeniu uczestniczyć, to stawić się w Ratuszu o 9 rano, żeby odebrać darmowy Oslo Pass, uprawniający do wstępów i wielu zniżek na terenie miasta.
Już przed 9 w budynku ratusza było tłoczno.
Wewnątrz znajdowały się stoiska wielu muzeum, które można było dzisiaj odwiedzić.
Warto było pojawić się o czasie- wychodząc z Ratusza w okolicach godziny 9.30, widziałam już ogromną kolejkę. Mimo, że wszystko szło bardzo sprawnie, to wiele osób, ze względu na tłum zrezygnowało. Na facebookowe wydarzenie zapisało się 28 000 osób. Tak na przykład wyglądała kolejka (a właściwie jej połowa, bo cała nie skończyła się w kadrze) do Muzeum Muncha. Co tu dużo mówić, miałam dzisiaj szczęście, bo tłumy zaczynały się zawsze po moim wyjściu
Mimo, że nie miałam dużo czasu, postanowiłam zobaczyć kilka miejsc, w których jeszcze nie byłam. Odwiedza mnie tu dużo znajomych i są miejsca, które już totalnie mi zbrzydły jak dach Opery, Galeria Narodowa czy Muzea na półwyspie Bygdoy.
Moim celem padły dzisiaj trzy muzea.
Wszystkich, którym powiedziałam, że nie warto iść do Muzeum Muncha, przepraszam. Powtórzyłam opinię wyczytaną w Internecie, nie sprawdziwszy jej najpierw. Muzeum Muncha jest bardzo dobrze zrobionym muzeum, a aktualna wystawa - porównanie Muncha z Melgaardem - bardzo trafione.
Muzeum Żydowskie, mój drugi punkt podróży- od pierwszej gabloty wprowadzało w refleksyjny nastrój. Pięknie przedstawione historie kilkunastu żydowskich rodzin deportowanych z Norwegii w czasie II wojny światowej połączono tam z przedstawieniem kultury żydowskiej. Muzeum jest malutkie, zaledwie jedna salka.
Można było znaleźć przepisy na tradycyjne żydowskie dania i wziąć je ze sobą.
Muzeum popkultury to mój dzisiejszy numer jeden. Kultura naszych czasów przedstawiona od lat 20stych w sposób prześwietny, z dużą ilością atrakcji takich jak studio nagrań, studio telewizyjne, mnóstwo instrumentów, scena na której możesz poczuć się jak gwiazda rocka. Myślę, że to muzeum jeszcze opiszę, bo jest tego warte.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz