czwartek, 15 maja 2014

11. Amsterdam




Czasami bywa tak, że podróż jest zupełnie inna niż ją sobie zaplanujesz.

Amsterdam był jedną wielką lekcją pokory. Dojechałyśmy do niego szybko i o dziwo zgodnie z najkrótszą trasą, a nie gdzieś przez Kaukaz (czego wszyscy się spodziewali). Poczułam się chyba jednak zbyt pewnie, bo zostawiłam aparat koło namiotu i w niecałą godzinę po przyjeździe na camping popłynęłam na mojego soniaka. Dziwne, bo przejęłam się mniej niż powinnam, szkoda mi było mi tylko tych zdjęć, które zrobiłam w trasie i które mogłam zrobić w Amsterdamie. 

Przez cały pobyt starałam się jak najwięcej chłonąć, jednak obrazy nieutrwalone "na kliszy" bledną szybciej niż bym chciała. 

Amsterdam ma pełne szanse kandydować do tytułu miejsca w którym mogłabym żyć. Mimo tego, że to duże miasto, stolica, nie czuło się tego ogromnego pędu. Jedynie co, to ja z swoim ciągłym rozkojarzeniem musiałam uważać, by nie stać się ofiarą jednego z miliona rowerów, które jeżdżą ulicami Amsterdamu. 
Jestem niesamowicie oczarowana ilością kanałów, brakiem korków (w centrum nikt nie parkuje, a mało kto jeździ samochodem), jakby wolniejszym stylem życia mieszkańców.

Po raz pierwszy w podróż wzięłam ze sobą flet- jestem ostatnio permanentnym bankrutem, ale olałam to i z prawie pustymi kieszeniami ruszyłam ku spotkaniu przygody (mając świadomość, że cały następny miesiąc będę jadła gruz, who cares). 





Wracaliśmy busem razem z chłopakami,

Zawsze gdy myślałam o młodości i przygodzie miałam właśnie taki obraz przed oczami. 
Mimo wszystko - jestem dziś królową życia.
EDIT: Aparat się znalazł (dafaq?), jestem dzieckiem szczęścia jak zwykle, nie pytajcie jak to robię.